Uciekinierka z Alcatraz

 Zatem poznajcie mojego psa!

Zdjęcie psioka



Wabi się Mejzi (tak, tak... Podobnie co nazwisko pewnego polityka, o którym ostatnio było dość głośno, ale nie czas na politykę... Proszę was), jest u mnie w domku już prawie 3 lata i straszny z niej diabełek. Rasa mojej psinki, to maltańczyk, zatem jest małą, białą i cholernie groźną bestyjką... No i dodatkowo to wielka atencjuszka. Odkąd pojawiła się u mnie w domu wszystko kręci się wokół niej i nie daje o sobie zapomnieć... Tak też było i tym razem.

Dzisiaj po śniadaniu standardowo jak co dzień Mejzi została wypuszczona na dwór w celu pobiegania oraz załatwienia pewnych psich spraw. Mieszkamy w domku parterowym jednorodzinnym z dużą działką, więc psinka miała, gdzie biegać i się bawić. W trakcie rutynowych psich przygód brama wjazdowa po dłuższych przemyśleniach zdecydowała się sama z siebie otworzyć na ludzi, bo czemu by nie. No i pech chciał, że akurat mój pies zauważył to zdarzenie i postanowił wykorzystać takową okoliczność. Mejzi w ogóle jest strasznie ciekawskim pieskiem, do tego stopnia, że pochłonięta danym odkryciem zapomina o świecie rzeczywistym i tym samym nie reaguje na wszelkie zawołania, jak to powinien reagować każdy normalny pies. Tak było i tym razem. Kiedy moja mama będąca akurat świadkiem zdarzenia poszła na ratunek złapać pieska, zanim odleci "w krainę zapomnienia", to oczywiście mogła sobie wołać i wołać i wołać... A pies miał to głęboko w swoich psich czterech literach. 

Tak więc Mejzi pierwszy raz mogła samodzielnie odkrywać świat, który wcześniej mogła jedynie "skubnąć" spacerując na smyczy. Miała wolną wolę, mogła się udać wszędzie i nikt jej nie mógł powstrzymać... No... Tak przynajmniej mogła myśleć w swojej małej główce, o ile psy myślą w takich sytuacjach o takich rzeczach. Zatem plan jest taki: uciec, gdzie pieprz rośnie, nie dać się złapać oraz oblizać każdego możliwego przechodnia. Co może pójść nie tak? Odpowiedź brzmi: spory kawałek blachy na czterech kołach jadący 40 km/h. Mój pies wtedy szedł sobie środkiem ulicy, ignorował liczne wołania ze strony mojej mamy. Na horyzoncie wyłonił się mój sąsiad mieszkający dwa domy dalej. Mejzi zdecydowała się zapoznać z sąsiadem i zalizać go na śmierć na powitanie. Nagle mój pies staje twarzą w twarz (albo raczej pyszczkiem w blachę) z kilkaset razy większą od niej machiną. Samochód nagle się zatrzymuje... Całe szczęście psu się nic nie stało, ale Mejzi nagle spanikowała. Strasznie się przestraszyła takiego zdarzenia, bo zresztą, kto by się nie przestraszył na jej miejscu. Nie dała się już złapać mojemu sąsiadowi, który chciał pomóc w złapaniu białego diabełka z ADHD. W końcu przestraszona pobiegła prosto do mojej mamy, równie spanikowanej, co Mejzi. 

I tutaj się kończy moja dzisiejsza opowieść wzięta prosto z życia. Mejzi wróciła po tym wszystkim do domu, niektórym członkom rodziny serce cofnęło się do żołądka i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. I jaki jest z tego wszystkiego morał? Wyremontujcie wreszcie tą cholerną bramę, co coś mnie zaraz... 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Melodia - Semi-modularny Syntezator Polifoniczny